Justyna
Forumowy ekspert
Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 3365
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:30, 10 Kwi 2007 Temat postu: NIEPISANE PRAWA - fragm. |
|
|
NIEPISANE PRAWA (A.Wlasienko)
Fragmenty
Oczywiście właściciele psów się spotykają – na wystawach, czasami w klubach, ale to nie każdego dnia. Natomiast spotykają się codziennie tam gdzie spacerują ze swoimi psami. Na wystawach wszyscy przestrzegają regulaminów, które pozwalają przeprowadzić taka imprezę bez trudności. W klubach też pewne zasady istnieją – dla normalnego działania tej organizacji. (Choć w swej istocie klub powinien być miejscem stałych a nie sporadycznych kontaktów członków klubu w nim zrzeszonych, czyli ludzi mających wspólne zainteresowania i pasje. Ale chyba teraz takich klubów nie ma, inne są klubów cele czy problemy).
Dla właścicieli psów ogólnie dostępne miejsca (skwery, parki, nieużytki) stają się naturalnym miejscem spotkań z osobami im podobnymi Tam właśnie tworzy się najtrwalsza kultura współistnienia, wzajemnych kontaktów, utrzymywania ze sobą dobrych relacji. Nie etykieta, która jest potrzebna na wystawach, ale - etyka.
Nie wymiana informacji i doświadczeń, w którą, według idei powinny być zaangażowane kluby, ale kultura wzajemnych współzależności, pozwalająca bezkonfliktowo koegzystować różnym ludziom (i ich psom) na bardzo ograniczonych przestrzeniach z jakich mogą korzystać – z ogólnodostępnych miejsc spacerowych dla ich psów.
A oto i one – niepisane prawa wzajemnej współzależności (być może nie wszystkie, ale główne), razem z komentarzami.
1.Jeżeli spacerujecie z psem w miejscu, gdzie pojawiają się inni spacerowicze z swoimi podopiecznymi, czy są znajomi czy też nieznajomi - ale ich pozdrawiajcie.
Nie chodzi tu tylko o wzajemne zapoznanie się, ale jeszcze o coś innego. Ludzie szybciej i łatwiej powiedzą Wam, że wasz pies robi coś nieprawidłowego czy niebezpiecznego (na przykład wlazł w śmieci, za najbliższym krzakiem, albo właśnie biegnie do agresywnego „psiego awanturnika”). W końcu powitanie jest rytualną demonstracją pokojowego nastawienia właściwa wszystkim społecznym zwierzętom. W szczególności psom. Nie bądźmy mniej uprzejmi niż nasze psy.
2.Jeżeli wasz pies jest skłonny do psich bójek, proszę wybierać tak miejsce i czas spacerów, żeby nie spotykać się z psami, z którymi on zazwyczaj bójki zaczyna.
Jeżeli pies napada na inne bez względu na płeć czy wiek (na przykład dorosły samiec napada na suki czy szczenięta) to takiego idiotę strach nie tylko wyprowadzać w publiczne miejsca, ale nawet trzymać w domu.
Wcześniej czy później pies z takimi nienormalnymi zachowaniami może urządzić swoim właścicielom rozróbę zupełnie bez przyczyny. Niestety, czworonożne „moralne kaleki” przy obecnej hodowli nie są rzadkością. Dlatego lepiej zawczasu pozbywać się takich psów, póki nie zdarzyło się nieszczęście.
Ale jeżeli już zdecydowaliście się zatrzymać takiego bardzo agresywnego, złego psa – proszę spacerować z nim na uboczu, z dala od innych.
3.Jeżeli zauważyliście, że psy zamierzają zacząć bójkę, to właściciele w miarę możliwości powinni temu zapobiec.
Pierwsze oznaki agresji u psów są w większości wypadków oczywiste i nie wymagają szczegółowego opisu. Jeżeli takie oznaki się pojawiły to właściciele powinni surowym głosem przywołać psy (nie zbliżając się do nich – to tylko sprowokuje bójkę – ale przeciwnie, rozchodząc się w różne strony), a potem w jak największym oddaleniu od siebie, odprowadzić psy jak najdalej, w różne części terenu, tak aby ani jeden z nich nie pozostał na „spornym terytorium”.
Bywają przypadki, kiedy chcąc zapobiegawczo poskromić psy, które się sobie nie spodobały, „humaniści” próbują od razu oba głaskać, albo nawet – są i takie matoły! – poczęstować je smakołykiem.
Co jest zrozumiałe z zawsze opłakanym rezultatem.
Możliwość „samodzielnego wyjaśnienia wzajemnych psich relacji” jest możliwa i dopuszczalna jedynie za zgodą obu właścicieli. Tylko wtedy, kiedy wiadomo, że większy, silniejszy „lider” nie będzie mocno poniewierał zaczepnego, ale jeszcze słabiutkiego „nadgorliwca – nastolatka”.
Czasami szarpanina taka bywa potrzebna, oj jak potrzebna! Obecnie niewiele jest osobników przestrzegających wszystkich rycerskich praw, które rządzą psimi pojedynkami.
Dzisiejsze psy są zazwyczaj zbyt wcześnie odrywane od swoich matek-wychowawczyń i „zespołu” szczeniaków z jednego miotu. A w obcowaniu z nimi właśnie, podczas zabaw, szczenięcych „walk” powinny się one nauczyć poprawnych psich zachowań i rytuałów.
A dodatkowo ogromna większość psich psychopatów wywodzi się z hodowli wielbicieli „super-eksterieru” – rodzi się tam często potomstwo pozbawione zdrowych, naturalnych instynktów.
Plus jeszcze rasy bojowe, przez kilka pokoleń selekcjonowane pod kontem braku normalnego, powstrzymującego mord współbrata, instynktu.
Dlatego do psich bójek najlepiej jest nie dopuszczać wcale, przynajmniej wśród dorosłych psów.
5. Malutkich, kruchych i delikatnych psów, nawet przez ciekawość nie należy wyprowadzać tam, gdzie luzem (nie na uwięzi) biegają psy duże i silne.
Rzecz w tym, że dla zwykłego psa różnice wiekowe, płciowe i społeczne zachowania są ważniejsze niż różnica w wielkości.
Może się zdarzyć, że dorosły 60-kilogramowy pies-samiec rasy owczarek kaukaski uzna za realnego rywala atakującego go samca-teriera, którego bojowa waga wynosi około 3 kilogramów razem z obrożą i smyczą.
Do niewątpliwych zalet małego psiaka, należałoby dodać jeszcze zachłystujące się szczekanie i niepoczytalną złość, tak często właściwe najbardziej drobnym przedstawicielom degeneratów (przepraszam, przejęzyczyłem się) dekoracyjnym rasom.
Rzadko, ale spotyka się jeszcze gorszy wariant rozwoju sytuacji. Pewne duże psy kategorycznie nie traktują „psiej drobnicy” jako przedstawicieli własnego gatunku i są gotowe je zabijać jak szczury lub koty.
Ale jeśli nawet wasz wielki pies zupełnie dobrodusznie odnosi się do nadchodzącego z warkotem „czworonożnego kanarka”, to może on, zupełnie przypadkowo po prostu go nadepnąć.
Proszę, uwierzcie mi na słowo, dla właściciela wielkiego psa też jest krańcowo nieprzyjemnym widok wypadającego psiego oczka, pękającej małej czaszki lub złamanej nóżki jako rezultatu wesołej zabawy wielkiej niezdary, której spodobała się zabawa z „drobnicą”.
5. Jeżeli już zdarzyło się, że psy zaczęły walkę, należy je rozdzielić. Ale każdy właściciel – tylko swojego psa. Obce psy łapać wolno tylko w wyjątkowych sytuacjach: jeżeli właściciel jest bezradny, a duży pies zaatakował małego czy szczeniaka.
Psy należy chwycić za ogony (a jeśli ogon jest kopiowany, to za tylne nogi) i ciągnąć oba równocześnie starać się je podnieść do góry. Ale nie ostrym szarpnięciem, zwłaszcza, kiedy psy się mocno chwyciły, ponieważ rany mogą być bardziej dotkliwe.
Jeżeli uniesione w górę psy, mimo wszystko nie puszczają przeciwnika to najlepiej je zanurzyć do wody (albo, zimą wsunąć w dół w głęboką zaspę), lub owinąć im głowy kurtką, lub też zaciągnąć smycze na szyjach i zacząć podduszać. Można próbować rozewrzeć szczęki drewnianym klinem(klin należy próbować wsuwać z tyłu szczęki, za kłem i naciskać w dół).
Psa nie należy odciągać w sytuacji, kiedy jeden trzyma drugiego za nogę lub za gardło, a także wtedy, kiedy duży pies zacisnął zęby na małym. Wtedy nie należy szarpać psa, ponieważ może dojść do poważnych urazów.
Przed próbą rozwarcia szczęk, obowiązkowo należy przytrzymać głowę psa (za uszami, lub za policzki).
Zrozumiałe jest, że przy starciu dwóch dużych psów właściciele mogą sobie sami nie dać rady. Dlatego, w miarę możliwości należy im pomóc, przed tym oczywiście przywiązując swoje psy.
Walić w rozwścieczonego psa, czy szarpać go po czułej nagiej skórze pod pachą wydaje się być bezsensownym.
Rozłącznie ich przez ciągnięcie za obroże jest najgorsze – parę dziur w dłoniach prawie gwarantowane.
A rzucać się pomiędzy psy, zasłaniając ukochanego zwierzaka własnym ciałem (przy czym, jednocześnie przyciskając go do siebie ramionami i uniemożliwiając mu jakąkolwiek obronę) to już głupota, gdzie instynkt nie daje żadnej szansy rozumowi.
A taki obrazek pewnie jest wam znajomy? Duży pies podbiega do maleńkiego (albo szczenięcia), przy czym wcale nie przejawia jakiejkolwiek agresywności.
Właścicielka małego pieska z rozdzierającym duszę piskiem podrzuca swój skarb szarpnięciem smyczy do siebie, łapie na ręce i próbuje zwrócić się do nadbiegającego dużego psa plecami.
Nawet człowiekowi, który tylko pobieżnie zna psia psychologię, łatwo przewidzieć prawdopodobny dalszy przebieg zdarzenia.
W zwierzęciu budzi się instynkt pogoni (a za tym instynktem idzie i agresja), podskakuje…. Rezultat: zraniony mały piesek albo szczeniak, któremu na całe życie zostanie w oczach strach.
Przygryziony łokieć, porwana odzież i atak histerii nerwowej damulki. I na długo utrwalona niechęć dużego psa do przejawiającej strach kobiety. Kary dla właściciela dużego psa i jego nie kończące się przeprosiny.
Zresztą w takich przypadkach obywa się przeważnie bez ugryzień. Ale mały piesek do końca życia się boi – z powodu panicznych zachowań swojej właścicielki.
Bezmózgim istotom, podobnym do opisanej damulki powinno się zabronić wyprowadzania w ogólno dostępne miejsca ich nieszczęśliwych obiektów ubóstwienia. Albo zakazać im posiadania wszystkich psów, z wyłączeniem tylko tych pluszowych.
Z właścicielami „mikro-psów” należy być podwójnie, potrójnie ostrożnym.
6.Nie wolno puszczać psa w miejscu ogólno dostępnym, nie zdjąwszy mu wpierw metalowej kolczatki.
Bardzo drażliwy temat. Gdzie nie spojrzeć biegają psy z założonymi kolczatkami, często odwróconymi kolcami do góry.
Albo – "chrzan rzodkwi nie osłodzi" - psy mają skórzane obroże, ozdobione zastawem stalowych płytek albo metalowymi kolcami.
Obroża-kolczatka używana poza procesem tresury, a na spacerze, po pierwsze dowodzi słabości właściciela, który nie zdołał nauczyć psa rzeczy najprostszej, a mianowicie spokojnego chodzenia przy nodze na smyczy, (na co potrzeba jednego, góra dwóch zajęć tresury), a po drugie po prostu braku wychowania psa.
Tak że obroża-kolczatka lub oblepiona żelazem obroża na psie, który biega swobodnie wśród innych świadczy o braku wychowania właściciela tego psa, a także do jego krańcowo lekceważącego i obojętnego stosunku do innych właścicieli i ich podopiecznych.
Proszę wyobrazić sobie, że wesoły szczeniak zobaczywszy nowy obiekt do zabawy podbiega i radośnie przygryza drugiego psa za szyję. Ten rzuca głową – chrzęst! – i nowiutki, co dopiero wyrosły, stały już ząb szczeniaka rozłupuje się na pół, lub trafiwszy pomiędzy szczeliny kolczatki w całości, z korzeniem zostaje wyrwany.
W jednej chwili, nawet się nie zacząwszy, a już jest skończona jakakolwiek wystawowa czy hodowlana kariera szczeniaka! A ile dziś kosztują usługi weterynarza-stomatologa, pewnie zdajecie sobie sprawę.
Dorosłe psy także w ten sposób tracą zęby, rozrywają wargi i dziąsła, nawet nie w czasie jakiegoś konfliktu, po prostu w trakcie zabawy.
Jeszcze nie tak dawno pojawienie się biegającego swobodnie psa w metalowej obroży (kolczatce) uważano za „ciężki grzech”. I jeśli jego właściciel nie zareagował natychmiast na ostrzeżenie, to bywało, że nasłuchał się ostrych słów lub jeszcze gorzej.
A metalowa obroża stanowiła zdobyczną własność tego, który pierwszy ją z psa ściągnął. Było zwyczajem, żeby dla ostrzeżenia innych, ozdobić nią jakieś wysokie drzewo w okolicy.
Bezmyślne usprawiedliwienia typu „A jak ja mam psa utrzymać?”, „Jak go potem złapię?” w ogóle nie biorę pod uwagę. Myśleć trzeba było wcześniej! Jeżeli sam nie potrafisz nauczyć psa – po prostu wynajmij specjalistę. Jeśli nie pomoże i to, to nie trzymaj psa, sprzedaj go. Może się zwierzakowi poszczęści i nowy właściciel będzie mądrzejszy i bardziej odpowiedzialny.
Dla psów o „wybuchowym temperamencie”, tresowanych wielokrotnie, ale ciągle szarpiących i robiących „zrywy” zamiast kolczatki można zastosować bezpieczne tzw „Amerykańskie szelki” (niedławiącą obrożę). Przy najmniejszym napięciu smyczy sznury „szelek” wrzynają się w czułą skórę pod pachami psa. Nie wiele czasu potrzeba, żeby pies nauczył się spokojnie chodzić przy nodze. Zostało to sprawdzone nie raz.
Jeszcze jedna ważna sprawa. Obroże przeciwpchelne. Przeciwpchelne obroże są oczywiście niezbędnym środkiem profilaktycznym. Ale kto zaręczy, że są nieszkodliwe przy przypadkowym „zastosowaniu wewnętrznym” przez psiego przyjaciela naszego podopiecznego, świetnie chronionego od tych pasożytów.
7. Proszę nie pozwalać psu biegać swobodnie z wlokąca się po ziemi za nim smyczą.
Wlokąca się po ziemi smycz jest przede wszystkim niebezpieczna dla psa, który ją za sobą ciągnie. Jeżeli pies pędzi pełnym galopem i nagle nastąpi na swoją smycz to prawdopodobnie przekoziołkuje dużo efektowniej, niż konie pod kaskaderami na kowbojskich westernach.
A potem – już jak się uda: czasami lądowanie na ziemi, a czasami gorzej ( w zależności od tego, na ile twardy słupek przerwie balistyczną trajektorię psiego salto-mortale). Ale zdarzają się także przypadki, kiedy na smycz następowały inne psy (na przykład młode, z jeszcze nie do końca uformowanymi ścięgnami) Następstwa są jasne.
Efektowne są rezultaty niespodziewanego hamowania, kiedy smycz nagle zaczepi się o cokolwiek ( dobrze, jeśli o nogę właściciela, pewnie się on czegoś przy tym nauczy). Widok taki przypomina połów reniferów na arkan. Bardzo specyficzny widok.
Nierzadko, po czymś takim właściciel zupełnie zatraca chęć puszczania wolno psa, żeby sam pobiegał. Odtąd na wieki wieków w stosunku do biedactwa zastosowany jest „areszt domowy” i spacery wyłącznie w „katorżniczych dybach” (rolę „katorżniczych dybów” na spacerze spełnia dożywotnio sam właściciel).
I czasami się zdarza, (szkoda, że nie pamiętam czyje to słowa!), że w ślad za psia duszą rwącą się ku wolności, wyrwie się i psie ciało razem ze smyczą. Razem lecą do najbliższej ulicy z dużym natężeniem ruchu i po spotkaniu z samochodem, psia dusza kontynuuje swą podróż już niestety sama.
(Szanse na przeżycie naszych „żuczków” przebiegających drogę bez smyczy są dużo większe).
Czy naprawdę tak trudno nauczyć psa zatrzymywania się i podchodzenia do właściciela na komendę? Żeby nie ryzykować życia psa, zdrowia innych i własnego zawału.
Jeszcze na temat spacerów psów na smyczy. Bywa, że widzimy człowieka z uczciwą twarzą i dobrymi oczyma, który ciągnie swojego zwierzaka od słupa, do słupa. Parę minut i już odchodzi.
Ledwie mija chwila i znowu go widzimy, tylko, że z drugim psem. Potem z trzecim. Pytamy: Dlaczego nie puścić pieska, czy może się pobawić? Powinien się pobawić, zgadza się skwapliwie właściciel, ale czasu nie ma. Mam kilka psów. (Dodajmy złośliwie – kilka nie wychowanych: puścisz ze smyczy i nie złapiesz w godzinę).
A może lepiej jednemu psu zapewnić godne i radosne życie, niż kilku taką nieszczęśliwą wegetację?
Niestety psy chyba nie będą w stanie opowiedzieć mu o swoim najcenniejszym marzeniu. Pewnego dnia, raz na zawsze opuścić go – obrzydłego „strażnika więziennego”. (Cieszącego się pewnie u niektórych, z powodu ilości psów, opinią wielkiego miłośnika zwierząt).
|
|