Justyna
Forumowy ekspert
Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 3365
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:53, 10 Kwi 2007 Temat postu: Owczarek środkowoazjatycki:nie czuje bólu,je uzbeckie placki |
|
|
Nieprofesjonalne tłumaczenie materiału ze strony:
[link widoczny dla zalogowanych]
Owczarek środkowoazjatycki: nie czuje bólu, je uzbeckie placki.
27.07.2006
Azjaci lubią placki. Aromat gorącego chleba, chrupiąca, przypieczona skórka, która łamie się rękami, zapach ziaren sezamu na rumianym „środeczku”. Upieczony w „tandyrie” chleb o wyglądzie placka jest jednym z symboli ojczyzny dla mieszkańców Azji Środkowej.
U jednego budzi skojarzenia z bliskim sercu domem, z obrazem matki, a u drugiego budzi skojarzenia z dobrobytem.
Ale mówiąc „Azjaci” w tym wypadku nie mamy na myśli ludzi. Mowa będzie o owczarku środkowoazjatyckim - unikalnej rasie psów, powstałej i hodowanej w tym rejonie.
Te gigantyczne psy, znane od głębokiej starożytności były praojcami angielskich dogów, szwajcarskich bernardynów i hiszpańskich mastifów. Do Europy dostały się z gór i pustyń Średniej Azji podczas Wielkiej Wędrówki Ludów.
Jednakże inne owczarki – collie, a także owczarki niemieckie i wschodnioeuropejskie – żadnego związku z Azjatami nie mają.
Wśród Azjatów wyróżniamy „Kazacha” – stiepniaka (ze stepów), „Ałapara – Kirgiza” – górala i „Ałabaja- Turkmena” – psa z gorących pustyń.
Dzięki swemu niezwykłemu kształtowi, morda Azjaty zawsze wygląda jak uśmiechnięta. On umie śmiać się z całej duszy, aż całe jego ciało drga i pomrukuje jakby mówiąc: No, gospodarzu, ale dałeś!”
Bystry jest na tyle, że nie potrzebuje mechanicznej tresury jak na przykład owczarek niemiecki.
Potrafi patrzeć w kierunku wskazanym ręką człowieka nawet wtedy, gdy ktoś pokazuje obiekt za jego plecami. Rozumie rozkaz „odejdź w kat”, „nie zaglądaj”, „obejdź drzewo z prawej czy lewej strony”.
Tego nie nauczysz tresując. Z Azjatą trzeba razem żyć. Jak z dzieckiem. Jego trzeba wpleść w tkaninę rodziny, gdzie on z swojego wyboru lub po naleganiu właściciela zajmie swoje miejsce.
Z nim trzeba głośno rozmawiać, bez rozdrażnienia lub gniewu, rozsądnie, cierpliwie objaśniając takie czy inne pojęcie – jak bystremu trzy-czteroletniemu dziecku.
Azjata nie jest wydelikacony: z zachwytem tarza się w śniegu, uwielbia kąpać się w lodowatych górskich rzeczkach, pasie stada pod promieniami palącego słońca przy temperaturze prawie sześćdziesięciu stopni.
Będąc na uwięzi nie traci czasu na piski i wyrywania się na swobodę, śpi godzinami i rzadko reaguje na obcych. A kto jest „obcy” – decyduje sam.
Azjata nie męczy uciążliwym szczekaniem, reagując na każdy hałas, na przykład na kota sąsiadów.
Zewnętrznie to ogromny, kosmaty, flegmatyczny "tiepsa-tiebranmas" (w tłumaczeniu z uzbeckiego - "niewzruszony").
Nawet na poważniejsze zdarzenia obok reaguje tylko długim ziewnięciem i pełnym wyrzutu spojrzeniem: „Gospodarzu, zawsze przekraczasz przeze mnie, no to i niech goście tak zrobią.”
Potem powoli przeciągając się zrobi jeszcze parę kroków i z „łoskotem” zwali się na ziemie żeby spać dalej.
Ale kiedy jest potrzebna jego ochrona Azjata natychmiast wstaje, a dokładnie podnosi się z szeroko rozstawionymi i naprężonymi wszystkimi czterema łapami, obnażywszy potworne kły, nastroszy sierść i zastygnie jak skała. Przy tym gdzieś z jego wnętrza dochodzi i narasta falami ryk takiej potęgi i siły, że po prostu po plecach chodzą mrówki.
Walczyć będzie Azjata z wrogiem na śmierć i życie, w pełnym znaczeniu tych słów. W walce nie czuje bólu, nie męczy się, a swoimi ogromnymi szczękami może nawet przegryźć pęciny konia. Co zresztą było utrwalone na wschodnich miniaturach.
Na tych starodawnych przedstawieniach (miniaturach) można zobaczyć jak psy tej rasy łapią konie w skoku za pęciny, albo wskakują na koński grzbiet wybijając przy tym jeźdźca z siodła, nie zważając na uderzenia jego kopii.
Bojowe cechy Azjatów odzwierciedlają się też w rdzennej nazwie rasy - "buribasar", co oznacza "morderca wilka".
Także w strasznych psich walkach, które ostatnio stały się modne w Uzbekistanie, często zwyciężają właśnie „dobroduszne” Azjaty.
Pewnego razu w górach widziałem jak roczne szczenięta wskakiwały na grzbiet spokojnie pasących się osłów. Udawało im się przejechać wierzchem na ośle ze sto-dwieście metrów, „śmiejąc się przy tym całą gębą” i „dzieląc się wrażeniami” z innymi szczeniętami.
Najczęściej Azjata jest ogólnie przyjazny w odniesieniu do innych psów, od razu polezie się z nimi zapoznać i pobawić. Z boku może to wyglądać tak, że chce rozerwać psa na części, a potem proponuje żeby teraz jego gonić.
Jednakże Azjata nie jest tak przychylny wszystkim rasom: z dobermanami i owczarkami niemieckimi często wszczyna prawdziwe bójki. Może dlatego, że wydają mu się podobne do wilka? Kiedy nawiązuje się walka z Azjatą inne owczarki przeważnie się poddają już na samym początku. Trudno natomiast dobermanom: to nie taki pies, który zaraz się cofa. A prędkość jego reakcji znacznie ustępuje szybkości azjatyckiej „niezdary”, a i cienka skóra dobermana łatwo się rwie od azjatyckich kłów.
A teraz o „paszczy”. Azjata używa jej nie tylko do jedzenia. Paszcza jest jego „ręką”, ręką którą stara się „uścisnąć” dłoń gospodarza, „przestawić” i pooglądać rzeczy które właśnie przyniósł do domu, prowadzić za lejce konie. Uderzyć mordą , głową może zarówno mocno, jaki i potrafi dotknąć bardzo czule, nie zostawiając śladów.
Właściciel Azjaty powinien od momentu jego urodzenia uczyć psa nie dotykać mordą przedmiotów należących do niego, oduczać go korzystania z tej „ręki”.
Azjata choć uczony nie dotykać przedmiotu, i tak obowiązkowo choć pokręci paszczą dookoła niego.
Zadziwiającym jest jak Azjata umie „myć się jak kot”. Polazłszy w błota, usmarowawszy się aż po same uszy, Azjata kładzie się i zaczyna dokładnie wylizywać. Nawet mordę łapą myje, jak kotek! To mu potrafi zabrać i całą godzinę, ale po tym znów jest czysty.
Dorasta Azjata całe dwa lata. I cały ten czas biega po podwórzu niby słoń albo niedźwiedź; wali i rozbija wszystko co mu stanie na drodze.
Chociaż dzięki swej bystrości już w wieku 45 dni przyzwyczaja się, ze rzeczy właściciela nie należy dotykać. Jest to jedyna rasa psów, której przedstawiciele nie gryzą i nie niszczą obuwia lub mebli.
Całe te dwa lata przygotowuje się do roli wojownika i myśliwego – ugania się i poluje na wszystko co lata, pełza, chodzi i skacze. A także przymierza się do roli groźnego ochroniarza i niańki. Lubi kiedy po podwórku pełzają dwu-trzyletnie ludzkie „szczenięta”, ale nie próbuje bawić się z nimi. A z starszymi dziećmi prowokuje zabawę w gonitwę i „walkę”.
Podczas zabawy nawet najmniejszy Azjata może człowieka zbić z nóg. Jeśli się za bardzo rozbryka nie należy go uderzać po ciele dłonią czy kijem. Takie „postukiwanie” przyjmie jako zaproszenie do dalszej zabawy, ale już twardszej/silniejszej. Zdecyduje, ze teraz i on może uderzać swoją ciężką głową.
Wydoroślawszy Azjata pozostaje pogodnym i wesołym. W okresie dorastania zachowuje się jak ludzki nastolatek: obraża się, „pyskuje”, broni swojej wolności i niezależności. A kiedy jest ukarany szczerze cierpi w głębokiej samotności.
Swoją „rodzinę” Azjata dzieli na „gospodarza-przywódcę”, „mamę”, „tatę” i wszystkie pozostałe „szczenięta” równe z nim w hierarchii.
Do „mamy” odnosi się ze szczególną miłością, przy niej pozwoli sobie i pokaprysić i poskarżyć się na innych. Pozwoli sobie nie posłuchać, a potem prosi o przebaczenie.
Z „gospodarzem” nie pozwala sobie na takie poufałości. Bawi się ostrożnie, przestrzega reguł podległości. Z „tatą’ pieści się i bawi „z całej duszy”.
„Szczenię” może i z nóg zbić w trakcie zabawy, nawet jeśli te „szczenię” ma już z sześćdziesiąt lat.
I lubi, lubi placki. To już widać od dwudziestego – trzydziestego dnia życia. Maluch jest mniejszy od kota, niczego nie widzi wpółślepymi oczkami, niczego jeszcze nie może jeść, tylko mamę ssie, ale czując zapach gorącego placka zaczyna dygotać i wstaje. Chwiejąc się na słabych łapkach odchodzi za plackiem daleko od mamy.
Szczenię lub „nastolatek” będzie skakać, pomrukiwać z niecierpliwości kiedy obok będą nieść aromatycznie pachnące placki. A jeśli nie dostanie ani kawałeczka może bardzo się obrazić.
A jeśli dać mu placek, pies ostrożnie weźmie go w zęby, wdzięcznie merdnie ogonem i szybko uda się na „miejsce”, gdzie położy się, dokładnie uchwyci placek przednimi łapami i zacznie nie spiesząc się „smakować”.
W tym czasie na próżno tłumaczyć, że potrzebna jest jego pomoc, że ktoś dostał się na podwórze. On obróciwszy swoją bystrą mordę do was i wskazując spojrzeniem swój drogocenny placek, całym swoim wyglądem jakby powie „Czy nie widzisz? Ja teraz jem p -l- a- c -e -k!”
Azjata nigdy nie zawarczy nad miska. Z jego paszy można zabrać i kawałek mięsa i smakowitą kość szpikową, ale nie placek!
W górach, w trakcie marszu, Azjaty bardzo łatwo wyżywić. Jest praktycznie wszystkożerny.
Można przysiąść w kucki na polance z leczniczymi ziołami i dać mu pożuć miętę albo babkę. Pies prześmiesznie będzie chwytać zioła mordą, rwać i jeść.
I sam się nadaje i właściciela poczęstuje. Pokaże na pewno gdzie jest coś jadalnego. Je wszystkie warzywa i owoce jakie znajdzie. Można tygodniami trzymać go na takiej diecie.
Mięso zdobędzie sobie sam: Jaszczurki, koniki polne, żaby. Jeszcze i z "rodziną" się podzieli. Przy czym żabę napewno dziewczynie w rękę wsunie, a potem długo będzie się „śmiać” z jej pisku i „dzielić się wrażeniami” z gospodarzem.
Już od początku należy Azjatę przyuczać jak „żywność” może być dla niego jedzeniem, a jaka przyjacielem lub własnością gospodarza. Na przykład kotka sąsiada jest przyjacielem z dzieciństwa, a kury własnością gospodarza.
Naturalny instynkt pasterza w Azjacie budzi się sam. Nawet w warunkach miejskiego mieszkania. Może on na przykład „zapędzać” krzesło „w zagrodę”, którą wskaże gospodyni.
Ale w paszy niczego długo nieść nie będzie, tylko tyle ile sam uzna za stosowne.
W górach z czabanami (pasterzami) i na pustyniach Azjaty żyją w jasno ułożonej hierarchii.
Przywódca – samiec sam otary (stada) nie pasie, ale obserwuje jak to robi „kolektyw”, najczęściej z jakiegoś wzniesienia. Potem „pokazuje” jak to należy robić i „ zbiera raporty i wydaje oceny”. Jeśli jest za bardzo „nadgorliwy” wtrącają się samiczki, nawet młode, i następuje zgoda i pokój. Przywódca-samiec całe życie czci swoja mamę. Dlatego stadem jednak kierują samice.
***
Istnieje o Azjatach ogromna ilość legend i opowiadań. Oto i jedna z nich.
Pewnego razu kirgiski czaban ze swoim synem pasł kołchozowe stada owiec na wysokogórskich pastwiskach w wąwozie Ałajskoj doliny. Rzecz się działa u podnóża szczytu imienia Lenina.
Jakoś ojca-pasterza zaproszono na kolację i chłopiec został sam ze stadem owiec.
Owce rozbiegły się pogórskich łąkach, a Azjaty obserwowały ich na „kluczowych posterunkach” – podwyższeniach: ogromnych głazach i skałach.
Pod wieczór, jak zwykle psy zebrały owce w jedno ogromne stado, poprowadziły je w dół wąwozem. I tu chłopiec poślizgnął się i zwichnął nogę, a koń uciekł przestraszywszy się czegoś. Jeden z psów podbiegł do chłopca, obwąchał go i pomknął w dół po zboczu w pogoni za stadem.
Zaczął padać śnieg. Maluch pozostał sam. Płakał z bólu i strachu, wymyślał na głupie psy. Oto nadszedł mój koniec – pomyślał. Zaraz zrobi się ciemno, zjedzą go wilki, albo po prostu zamarznie. Chłopiec zasnął umęczony płaczem.
Obudził się maluch od stukotu końskich kopyt. Konia gnały dwa otarne psy, a dwa inne „pasły” (pilnowały) wilka, nie dopuszczając go do chłopca i do konia, ale i nie wdając się z nim w walkę.
Koń czując zapach wilka cały czas wyrywał się do ucieczki, ale uderzenia mordą, zębami po pęcinach zmuszały go do ruchu w kierunku chłopca.
Podprowadziwszy konia do chłopca, psy same (!) domyśliły się, że dziecko nie będzie w stanie samodzielnie wspiąć się na niego i podprowadziły konia do wielkiego głazu. Chłopiec pokuśtykał do wielkiego kamienia i już z niego dostał się na siodło.
Jeden z psów wziął lejce w zęby i prowadził konia, a inne psy kontynuowały odstraszanie wilków, pojawiających się to z za skał, to z mroku.
Późną nocą, dotarłszy do rozrzuconych po zboczu namiotów, chłopiec zrozumiał dlaczego nikt nie zauważył jego nieobecności. Wszyscy dorośli byli pijani z okazji przybycia „gości” – inżynierów, geologów, alpinistów.
Zostawiwszy dziecko obok kobiet, psy „naradziły się” z wilkodławami z innych stad i odeszły „rozprawić się” z wilkami.
Szczególnie należy podkreślić, ze owczarek środkowoazjatycki nigdy nie staje się mordercą: nawet jeśli głoduje, choruje na wściekliznę, albo walczy z człowiekiem w obronie swojego gospodarza, nigdy nie gryzie człowieka śmiertelnie.
A najbardziej Azjaty lubią uzbeckie placki.
Fiergana.R, Dildor Kurbanowa (Taszkient), 21.07.2006
|
|